Przejdź do głównej zawartości

nerwicJA – subiektywnie o nerwicy. Q&A


        Kiedy kilka miesięcy temu usłyszałam diagnozę, zabrzmiała trochę jak wyrok. Mam nerwicę lękową. OK, ale co to tak naprawdę dla mnie oznacza? Co to w ogóle jest? Nerwica kojarzy się z nerwami, lękowa – wiadomo, od lęku. Dobrze, ale każdy przecież czasem jest zdenerwowany i każdemu czasem zdarza się przeżywać lęk… Co w tym złego? Otóż kiedy nerwów, lęku i innych negatywnych emocji jest zbyt dużo, organizm przeciętnego człowieka buntuje się i wysyła do niego ostrzegawcze sygnały. Jest bowiem gdzieś w nas taka bariera, której nie powinno się przekraczać. Symptomy obserwujemy w naszym ciele, umyśle i zachowaniu. Mogą mieć różne natężenie, mogą być epizodyczne, mogą się zmieniać lub mieszać i wcale nie muszą nachodzić nas każdego dnia. Co powinno zaniepokoić? Impulsywne wybuchy złości, nieadekwatne do zaistniałej sytuacji, problemy ze snem, wszelakiej maści problemy z oddechem – duszności, bezdechy, zaburzenia odżywiania, obniżony nastrój, kołatania serca i kłucie w klatce piersiowej, zawroty głowy i częste uczucie niemocy, uczucie wewnętrznego lęku bez konkretnego bodźca z zewnątrz... Gama objawów jest naprawdę spektakularna. Czasem ciało daje sygnał, który kojarzymy na przykład z niestrawnością. Możemy raz go zignorować, drugi raz – zdarza się, ale przy trzecim i kolejnym problem żołądkowy może okazać się objawem nerwicy. Jeśli zatem przeciętny człowiek zauważy, że coś jest nie tak i zacznie działać na rzecz zwalczenia tego, może się uchronić przed dalszymi konsekwencjami. Natomiast ignorując objaw – poniekąd zaprasza zaburzenia lękowe do swojego życia z otwartymi ramionami. Mówi się także, że nerwica lękowa, jak i cała gama innych zaburzeń psychicznych, najczęściej ma swoje źródło w dzieciństwie. Moim zdaniem, nie jest to regułą. Zaburzenia mogą rozwinąć się wskutek przebytej traumy, a takowa może nam się przytrafić w każdym wieku. Mówiąc o mojej nerwicy lękowej, automatycznie pada pytanie: ale czego ty się boisz? Śmieszne – parskam cicho pod nosem. Boję? Ależ ja się niczego nie boję! Ja tylko odczuwam permanentny lęk. A to już zupełnie inna sprawa.

            Jak to się zaczęło? Jak było na początku, kiedy nie wiedziałam jeszcze, że mam nerwicę, aż do momentu diagnozy? Nie jestem w stanie dokładnie określić chwili, w której pojawiły się u mnie objawy nerwicowe. Im dłużej i intensywniej nad tym myślę, tym głębiej zanurzam się w czasie i cofam do odległej przeszłości, do lat, kiedy byłam małym dzieckiem. Mogę stwierdzić, że w sumie byłam umiarkowanie znerwicowaną kilkulatką. Zawsze objawy były bardzo delikatne i epizodyczne, nie sugerowały żadnych głębszych problemów, więc nie mogę nazwać ich „początkiem”. Prawdziwy początek to pierwszy książkowy napad lęku, którego doświadczyłam. Przytrafił mi się w listopadzie 2016, w środę rano, jadąc na uczelnię na wykład z Filozofii. Zupełnie nagle zrobiło mi się bardzo niedobrze i słabo, poczułam ukłucie w klatce piersiowej i dziwny ucisk serca, automatycznie zaczęło brakować mi powietrza do oddychania. W głowie rozpoczęła się gonitwa myśli: co się dzieje? Co mi jest? Zaraz zemdleję, zwymiotuję. Albo dostanę zawału. Umrę! Tak naprawdę nie umierałam, nie miałam zawału, nie zwymiotowałam. Nie było mi N-I-C. Z wykładu trafiłam do ośrodka zdrowia, gdzie, jak ręką odjął, w magiczny sposób wszystko wróciło do normy. Młoda lekarka zbadała mnie, przejrzała wynik EKG i stwierdziła, że wszystko jest w porządku. Byłam zdezorientowana. Przed chwilą prawie umarłam, a ona mówi, że jestem zupełnie zdrowa?! Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że istnieje coś takiego jak nerwica lękowa, a już tym bardziej nie podejrzewałam jej u siebie. Ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że złe samopoczucie fizyczne może być powiązane z przeżyciami emocjonalnymi, psychicznymi. Bałam się. Napady lęku pojawiały się cyklicznie. Zazwyczaj rano, kiedy miałam jechać na uczelnię, czułam się bardzo źle. Było mi niedobrze, słabo, miałam duszności i bóle brzucha. Zdarzało się, że wsiadałam do autobusu i na kolejnym przystanku wysiadałam. Nie byłam w stanie jechać dalej. Nocami budziłam się, połykając wręcz powietrze, bo miałam wrażenie, że właśnie przestałam oddychać. Wybudzało mnie kołatanie serca, nie potrafiłam zasnąć. Zaczęłam unikać wyjazdów, nawet tych kilkukilometrowych. Później napady lęku pojawiały się już bez względu na obecność czy nieobecność drugiej osoby. Tak prawdę mówiąc - miewałam je praktycznie kilka razy dziennie. Często bez konkretnej przyczyny. Naprawdę się bałam, że choruję na coś poważnego. Lekarka wysyłała mnie na różne badania, ale ich wyniki wychodziły w porządku. Czułam się kompletnie bezsilna, nie wiedziałam, jak sobie pomóc, bo nie wiedziałam, gdzie jest sedno tego, co mnie dotyka, jak to w ogóle nazwać. Myślałam w najczarniejszych kategoriach. W końcu trafiłam na szpitalny SOR. Po komplecie badań i kilku godzinach siedzenia w poczekalni, okazało się, że wyniki są dobre i ogólnie nic mi nie dolega. To bardzo mnie załamało. Zazwyczaj sceptycznie nastawiona do „wujka Google”, zaczęłam wstukiwać objawy w wyszukiwarkę i na własną rękę szukać diagnozy. Wtedy natknęłam się na termin „nerwica lękowa” pierwszy raz. Objawy i mechanizmy idealnie pasowały do tego, z czym się zmagałam. Lekarka uparcie szukała dalej w aspekcie fizycznym, a moja psychika zapadała się coraz bardziej. Doszło do tego, że w ogóle nie wychodziłam z domu. Nawet do sklepu po drugiej stronie ulicy. Już wcześniej, po wystąpieniu pierwszych napadów lęku, miałam ogromny problem z poruszaniem się po świecie w pojedynkę. Zawsze potrzebowałam kogoś u boku. Kogoś, kto mi pomoże, kto będzie przy mnie. Unikałam odbierania telefonu, nie otwierałam drzwi, kiedy ktoś pukał. Mogłam siedzieć pół dnia bez jedzenia, czując głód, nie mogąc przełamać lęku przed wyjściem samej z domu. Zrezygnowałam z uczelni, bo nie byłam w stanie pojechać sama na egzamin. W ogóle w tym czasie nie potrafiłam się na niczym skupić, skoncentrować. W końcu postanowiłam przerwać ten letarg i zmienić lekarza. Nowy pan doktor od razu zasugerował, że może moje problemy mają podłoże psychologiczne, skoro wyniki badań fizycznych są OK. Dostałam skierowanie do poradni specjalistycznej. Tam, na pierwszej wizycie u psychiatry, padła diagnoza. Jak widnieje w kartotece: zaburzenie lękowe z napadami lęku (lęk paniczny).

            Co skłoniło mnie do pójścia do specjalisty? Początkowo się tego obawiałam. Jak to do psychiatry? Czy jestem świrem? Uśmiecham się na wspomnienie tego dylematu. Z perspektywy czasu wiem już, że poszłam do specjalisty, bo potrzebowałam pomocy. Bo wiedziałam, że sama nie dam sobie z tym rady, nieważne jak silna psychicznie bym nie była, to, na dany moment, było silniejsze ode mnie. Zawładnęło moim życiem i kompletnie je sparaliżowało. Zmieniło mnie z osoby wesołej, towarzyskiej, pełnej marzeń i planów, w zardzewiały, opustoszały, nikomu niepotrzebny wrak. A ja chciałam żyć normalnie. Móc pojechać nad morze, pójść do kina czy galerii handlowej, wybrać się do restauracji i nie czuć wewnątrz lęku, że coś będzie nie tak, że znowu nastąpi atak paniki, że będę się źle czuła i nie dam rady. Obecnie nie potrafię zrozumieć tego, że żyjąc w świecie nowoczesnych technologii informacyjnych i niejako społeczeństwa on-line, ludzie nie krępują się wrzucać swoich nagich zdjęć, które obnażają ich w całości, do internetu, ale krępują się pójścia do psychiatry, psychologa, wiedząc, że dzieje się z nimi coś nie tak. Ludzie, nie jesteśmy cyborgami. Każdego z nas coś może zranić, załamać, sponiewierać. Musimy mieć w sobie tyle świadomości i siły, by potrafić wyciągnąć rękę po pomoc. Bez irracjonalnego wstydu czy skrępowania.
Po pierwszej wizycie u psychiatry, zostałam skierowana do psychoterapeuty. Odbyłam u niego dwie sesje. Na trzeciej opowiedział mi o formach terapii i poinformował o wolnym miejscu w grupie dwunastotygodniowej na oddziale dziennym. Stwierdziłam, że to idealne dla mnie. Zapisałam się i niecierpliwie czekałam na mój start. Był kwiecień 2018 roku. Weszłam do grupy z jeszcze jedną dziewczyną, która zaczynała. Wyobrażenie zderzyło się z rzeczywistością. Żadna z osób w grupie nie przyszła do niej z nerwicą lękową. Czułam się bardzo nieswojo i nie potrafiłam przekonać się do grupy. Po sesjach czułam się wykończona psychicznie i nie widziałam żadnego celu w moim byciu tam. Po pierwszym dniu wróciłam do domu i resztę popołudnia przespałam. Czułam się tak, jakby problemy tych obcych ludzi gryzły mnie od środka. Po dwóch dniach zrezygnowałam. Poczułam nagłą poprawę. Zupełnie, jakby nerwica ulotniła się i zniknęła na dobre. Jeździłam autobusami, chodziłam do muzeów, na zakupy. Czułam się świetnie! To była jedna ze zmyłek nerwicy. Wcale nie odeszła, odsunęła się jedynie, by po kilkunastu dniach uderzyć z potrójną wręcz siłą. Wróciłam do terapeuty. Zdecydowaliśmy o zapisaniu mnie na listę do grupy, w której uczy się pracować z lękiem. Była wiosna, a grupa startować miała z początkiem jesieni. Byłam 27. na liście osób chętnych do terapii. Miejsc było 15. Myślałam, że się nie uda, ale się udało. Terapia trwała sześć tygodni. Spotykaliśmy się w poniedziałki i czwartki. Grupa była wspaniała. Rozumieliśmy się bez słów, mimo różnicy wieku, bo wszyscy doświadczaliśmy tego samego. Niestety, nie czułam zbytnio poprawy po tej terapii. Wręcz przeciwnie, przygnębiła mnie tylko, bo nie przyniosła wyczekiwanych przeze mnie spektakularnych wyników. Trafiłam do psychiatry. Po kilku wizytach u pani doktor i psychoterapeuty, zdecydowałam, że jestem gotowa spróbować jeszcze raz, dać sobie szansę. Jak się czułam? Objawy somatyczne nieco się wycofały, robiąc miejsce objawom myślowym. To od nich zaczynało się błędne koło lęku. Myśli generowały objawy somatyczne i napad lęku. Aktualnie bardzo gnębią mnie natrętne myśli o braku kontroli nad sobą. Wizje robienia czegoś bez własnej zgody, bez własnej mocy nad tym, bez przyzwolenia. Do tego nieustannie derealizacja i depersonalizacja. Obniżenie nastroju i samooceny. Ogromna niemoc, niechęć i ogólne czarnowidztwo. 
17.12.2018 weszłam do grupy dwunastotygodniowej. Poczułam dobrą więź z jej członkami i staram się myśleć pozytywnie. Że wytrwam, że dam radę, że uda mi się otworzyć i czerpać z terapii.

            Czy leczenie spowodowało zatrzymanie objawów czy tylko ich złagodzenie? Na dany moment, moje objawy ciągle są. Obecnie odczuwam je troszkę mniej, bo jestem w terapii. Na pewno duży wpływ na wyciszenie i zamaskowanie symptomów zaburzenia mają leki. To ich zadanie. Ale żadna tabletka nie jest w stanie działać wiecznie. Po pewnym czasie trzeba zwiększać dawkę leku, albo lek zamieniać na inny. Nie można też robić tego w nieskończoność. Dlatego głównym ‘lekiem’ jest psychoterapia. Bez niej nie ma szans na poprawę. Zaznaczam, że to moje subiektywne zdanie, ale wielu lekarzy i specjalistów zgodnie powtarza, że terapia jest najważniejsza w procesie leczenia pacjenta z zaburzeniami. Pozwala ona przeanalizować swoje problemy, dojść do ich sedna, przeżyć je i postarać się zrozumieć. Żaden lek nie jest w stanie zapewnić tego osobie zaburzonej. W tym miejscu apeluję do każdego, kto obecnie waha się nad słusznością terapii – idź. Daj sobie realnie pomóc. Nie chowaj się za lekami.

            Jak sobie radzić, gdy dopadnie atak paniki? Ja staram się w takich momentach skupić na oddechu. Robię głęboki wdech i powolny wydech. Kilka płytszych, standardowych oddechów i ponownie głęboki wdech. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo jest to pomocne w ostudzeniu budzącej się paniki. Należy zadbać jednak o to, by nie doszło do hiperwentylacji organizmu – ma to miejsce wtedy, kiedy robimy serię głębokich wdechów i wydechów w ciągłości. Możemy tylko pogorszyć swoje samopoczucie takim zabiegiem. Na grupie do pracy z lękiem poznałam kilka skutecznych taktyk na radzenie sobie z atakiem paniki. Jedne wymagają dłuższego czasu i determinacji w stosowaniu, bo nie przynoszą rezultatów natychmiast. Są to różnego rodzaju treningi relaksacji, które powinno się wykonywać codziennie. Ich efekty dostrzec można po około ośmiu tygodniach sumiennego praktykowania. Inne mogą przynieść pomoc już w chwili ich wykorzystania. Może to być literowanie przeróżnych słów wspak, odliczanie co x cyfr od danej liczby do 0. Pomaga to odwrócić uwagę od objawów i skupić ją na czymś innym. Na pewno można pomóc sobie oddzieleniem się od tłumu, jeśli w nim jesteśmy, zaczerpnięciem świeżego powietrza, łykiem wody. Zawsze skupiam się też na monologu wewnętrznym. Powtarzam sobie, że jest to tylko objaw, który potrafię pokonać. Jest on chwilowy i zaraz minie. Mówię sobie, że nic się nie dzieje i nie mam się czego bać. Bywają takie ataki paniki, kiedy nic nie skutkuje i pomóc mogę sobie jedynie doraźnie Afobamem. Zaznaczam, że to lek silnie uzależniający i nigdy nie wolno go nadużywać.

            Czy nerwica może przeobrazić się w depresję? Moim zdaniem – może. Jestem tego chodzącym przykładem. Po dwóch latach życia z nerwicą lękową, nabawiłam się myśli depresyjnych. Ileż można? Bać się wyjścia samemu do sklepu, nie jeździć samemu autobusami, bać się zostać na noc samemu w domu… To potrafi bardzo zachwiać wiarę w samego siebie i bardzo zezłościć. Objawy nerwicy i depresji bywają przecież pokrewne. Obniżony nastrój może skutkować permanentnym smutkiem. Poczucie beznadziei może przerodzić się w odgrodzenie od społeczeństwa. Marazm, niska samoocena, frustracja… Wymieniać można naprawdę długo.

            Każde zaburzenie psychiczne może prowadzić do fatalnych skutków, jeśli jest ono traktowane po macoszemu. Wczesne zaobserwowanie u siebie lub osoby bliskiej symptomów lękowych czy depresyjnych, wizyta u lekarza specjalisty, może skutecznie zablokować rozwój objawów i postępowanie choroby. We współczesnych nam czasach coraz więcej osób zmaga się z problemami natury psychologicznej. Konsumpcjonizm, postępująca globalizacja, pęd za dobrami materialnymi, płytkość relacji międzyludzkich. Wszystko to ma znaczący wpływ na postrzeganie siebie w społeczeństwie i nadmierne porównywanie się do innych. Pamiętajmy, że nasza psychika, umysł, emocje, potrzebują takiego samego leczenia i opieki jak złamana noga, skręcony nadgarstek czy grypa. Dbajmy o siebie i dawajmy sobie szanse – tyle, ile tylko będziemy ich potrzebowali.



tekst: Danuta Pałęga

Komentarze

  1. Świetny tekst. Pomijam już, że bardzo dobrze napisany stylistycznie, składniowo, to jego treść na prawdę daje do myślenia. Co więcej, teraz sama zaczęłam się zastanawiać, czy może moje pewne problemy zdrowotne (wg lekarzy wyniki są dobre) nie są może spowodowane jakimiś lękami/nerwicami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za ten test. Pokazał mi właśnie jak bardzo się myliłam i źle postrzegałam osobę chora. Nie mogłam zrozumieć jak ta choroba działa, wydawało mi się ze znika skoro są lepsze dni...teraz już wiem.
    Nie każdy potrafi tak mówić i tym co czuje i myśli jak Ty ale dzięki Tobie wiem już że nerwica to nie jakaś tam choroba, tylko coś co ma wplyw na każdy aspekt życia chorego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzeba bardzo zwracać uwagę na szczegóły... nawet te niewidoczne gołym okiem, jak to mówił Freud. To czego się nie dotknie i nie zobaczy, łatwo zlekcewazyć, a przecież może naprawdę uprzykrzyć życie :(

    http://karina.stankowicz.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Często ludzie podczas podjęcia decyzji o wybraniu się do psychologa, psychiatry, mają podobne odczucia, że "jak to, jestem wariatem?!". Bardzo interesuje mnie psychika ludzka i tak naprawdę, wydaje mi się, że każdy człowiek na ziemi powinien chociaż raz wziąć udział w psychoterapii, bo w każdym z nas coś "siedzi", tylko niektórym nie przeszkadza to w codziennym funkcjonowaniu, a innym zaczyna. Psycholog i psychiatra to dla mnie ktoś taki sam jak internista, stomatolog, neurolog, ortopeda. No po prostu czujemy się źle w jakiejś dziedzinie, to idziemy do specjalisty, który nas leczy i naprowadza na lepsze zdrowie. Ale swoją drogą bardzo Cię podziwiam, mało kto potrafi tak opowiadać o swoim problemie, ludzie się wstydzą, a nie powinni! Dużo siły i zdrówka, no i już na nowy rok - Szczęśliwego Nowego Roku i spełnienia marzeń! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdy z nas ma problemy i nie zawsze nasza choroba musi być spowodowana chorobą fizyczną nasze zdenerowawania i lęki odbiją na nasze zdrowie. Czasem warto porozmawiać z specjalistą. Życzę szczęśliwego nowego roku 🎉

    OdpowiedzUsuń
  6. Skąd Ja to znam. Na szczęście da się z tego wyjść.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rewelacyjny tekst, podoba mi się twój styl pisania + naprawdę bardzo ładne zdjęcie! Znam jedną osobę, która choruje na nerwicę lękową, a więc teraz mogłem poznać ten temat bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny tekst, a warto poruszać takie tematy!

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny tekst. Niewiele osób mówi o takich sprawach głośno. A trzeba! Szczęśliwego nowego roku i dużo zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja przyjaciółka tez ma nerwice, tylko ze ja nadal za bardzo nie wiem o co chodzi... Kiedy przeczytałem ze nerwica moze przerodzic sie w deoresje je to sie przestraszylem... Ja boje sie tych rzeczy co są wypisane.. Eh mam nadzieje ze nic mi nie jest a tobis zycze zdrowka!

    OdpowiedzUsuń
  11. Straszne objawy, nie życzę nikomu takiej choroby!
    Trzymaj się,
    pozdrawiam,
    Malwa

    OdpowiedzUsuń
  12. Dokładnie wiem o czym mówisz, sama mam nerwice, nie lękową lecz standardową. Nieleczona doprowadza do depresji ale tez gorszych zaburzeń, dlatego korzystanie z terapii jest nie zbędne. Powodzenia w walce :)
    Pozdrawiam cieplutko
    www.just-do-one-step.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetnie napisany post. Stereotypowe myślenie na temat chodzenia na psychiatry czy psychoterapeuty wielu ludziom przeszkadza w przyznaniu się do tego, że potrzebują pomocy. Dobrze widzieć, że nie jesteś jedną z nich, a w dodatku propagujesz odpowiednie myślenie na ten temat. Powodzenia w dalszym leczeniu!

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo dobry i obszerny materiał. Świetnie napisane. Bardzo ciekawe spostrzeżenia i wnioski. Link do posta wysyłam do koleżanek bo warto go przeczytać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Twój wpis daje mi do myślenia, wiele opisanych rzeczy mnie dotyczy i jestem skłonna myśleć że nerwica lękowa dotyczy także mnie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Własnie takich postów na bloggerze teraz brakuje, rewelacyjnie napisane!
    Pozdrawiam, Weronika S.
    pasjeweroniki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Wiem co to nerwica lękowa. Sama ją mam ale nie w takim zaawansowanym stopniu. Zaczęło się od bólów żołądka, teraz mam tam strasznych nieprzyjaciół z którymi walczę. Wraz z lekami poprawia się mój stan psychiczny i mam nadzieję, że nie będę się już aż tak wszystkim stresować. Bardzo na to liczę.
    Powodzenia kochana,
    frydrychm.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Napady lęku towarzyszyły mi od lat. Utrudniały codzienne funkcjonowanie. Niestety były powiązane z depresją. W moim przypadku to kardiolog skierował mnie do psychiatry. Dobrze, że lekarza nie unikają tematu chorób psychicznych. Nie powinno się traktować je jako tabu

    OdpowiedzUsuń
  19. Wszystko, co opisałaś było mi obce do tej pory, nigdy czegoś takiego nie odczuwałam, mnie to nie dotyczy, ale bardzo pomógł mi ten wpis zrozumieć parę osób z mojego otoczenia. Teraz wiem jak to jest i w sumie dobrze, że o tym piszesz, bo myślę, że o takich sprawach i ogólnie o emocjach oraz o ich wpływie na stan fizyczny powinno się pisać częściej.
    Pozdrawiam ciepło, życzę wszystkiego co najlepsze :).

    OdpowiedzUsuń
  20. Nasze życie jest tak nerwowe , skomplikowanie ( oczywiście dla tych co sie przejmują) .Codzienne obowiązki , napiecie stres itd itd .
    Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przstła Krysia.
    zapraszam do
    http://krystynaczarnecka.pl/

    OdpowiedzUsuń
  21. Tekst świetnie napisany ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Aniele, wiem, że czuwasz nade mną. Tylko Twoje kochające serce podtrzymuje mnie przy życiu..."

Przez zakurzoną kotarę wkradł się do wnętrza nieśmiały promyk słońca. Pochylałam się właśnie nad popękaną, skórzaną walizką, w której właściciel sklepu z antykami ułożył niechciane przez nikogo książki.  Jedna była szczególna: przepasana na grzbiecie płótnem, z naklejonymi na okładce zasuszonymi, polnymi kwiatami... Wzięłam ją do rąk i zajrzałam do środka. Z czarno-białych fotografii uśmiechała się do mnie młoda dziewczyna z burzą hebanowych włosów na głowie. Na okładce widniał wykaligrafowany starannie podpis: Werner Lauer, 1941.  Nie mogłam zostawić jej w tej starej walizce! Choć wydawało mi się to irracjonalne, zapragnęłam odnaleźć Werner i zwrócić jej to, co przed laty tworzyła... WIOSNA 1941 Dostała go od Andreasa. Piękny album, na ich wspólne wspomnienia. Siedzieli na łące, pierwsze promienie wiosennego słońca przytulały ramiona, a wokół fruwały motyle. Opuszki jego palców wędrowały od jej łydki do uda. Nieco się wstydziła, ale ta bliskość była zbyt przyjemn

sto lat świetlnych samotności | Księżniczka i Księżyc

Hebanowa księżniczka na rumaku z grzywą utkaną konstelacją gwiazd zapłakała gorzko. Głuchą ciszę nieprzebytej galaktyki zmącił jej nagły szloch. Szukała już wszędzie, gdzie tylko było to możliwe - przemierzyła Drogę Mleczną i zajrzała do czarnej dziury. Nigdzie go nie było. Wokół tylko złowroga ciemność i przeszywający chłód.  - Kochany - zawołała zrozpaczona w otchłań. Odpowiedziała bezgłośna cisza. Księżniczka przymknęła powieki, gdy krople jej łez zamarzały na policzkach. Kosmyki włosów delikatnie zaszły szronem. Czas nadal stał w miejscu... *** Podniósł zmęczone powieki i rozejrzał się - ciemność powoli rozpraszał lekki srebrny blask, roztaczający się wokół niego. Jak daleko sięgał wzrokiem, ani śladu drugiego bytu. Przywołał we wspomnieniach jej hebanowe włosy, unoszące się z cichym szelestem wśród pustki kosmosu i rumaka, błyszczącego tysiącem gwiazd. Tak bardzo do nich tęsknił. - Kochana - szepnął z nadzieją, że jego głęboki głos wskaże jej drogę.  Przez chwilę wytężał wzrok, wi

Napisz, proszę, chociaż krótki list... Rzecz o papierowych listach w XXI wieku. #recenzja

W dobie świetnie rozwiniętej technologii komputerowej idea tradycyjnej korespondencji odeszła do lamusa. Przecież po co marnować czas na siedzenie nad kartką papieru i trudzić się w doborze słów, skoro można kilka razy stuknąć w klawiaturę komputera i wysłać, a adresat sekundę później odczyta naszą wiadomość, nawet będąc na drugim końcu świata? Po co to żmudne czekanie, aż list dotrze, aż ktoś zechce na niego odpowiedzieć? Zapominamy, że kiedyś tylko tak można było się ze sobą porozumieć, a pożółkłe listy od dziadka w wojsku nasza babcia do dziś trzyma w kąciku kredensu. I zawsze, kiedy do nich wraca, opuszkiem palca dyskretnie ociera ciepłą łzę z policzka... Współcześnie w naszych skrzynkach pocztowych znaleźć możemy jedynie koperty z rachunkami do zapłaty, tygodniowe promocyjne gazetki znanych hipermarketów, czy darmowe ulotki reklamowe. Michelle Mackintosh w swojej książce zachęca nas, by zerwać z tą rutyną, by do swojego dnia wrzucić trochę kolorowego konfetti uśmiechu i radoś