Kiedy kilka miesięcy temu
usłyszałam diagnozę, zabrzmiała trochę jak wyrok. Mam nerwicę lękową. OK, ale
co to tak naprawdę dla mnie oznacza? Co to w ogóle jest? Nerwica kojarzy się z
nerwami, lękowa – wiadomo, od lęku. Dobrze, ale każdy przecież czasem jest
zdenerwowany i każdemu czasem zdarza się przeżywać lęk… Co w tym złego? Otóż
kiedy nerwów, lęku i innych negatywnych emocji jest zbyt dużo, organizm
przeciętnego człowieka buntuje się i wysyła do niego ostrzegawcze sygnały. Jest
bowiem gdzieś w nas taka bariera, której nie powinno się przekraczać. Symptomy
obserwujemy w naszym ciele, umyśle i zachowaniu. Mogą mieć różne natężenie,
mogą być epizodyczne, mogą się zmieniać lub mieszać i wcale nie muszą nachodzić
nas każdego dnia. Co powinno zaniepokoić? Impulsywne wybuchy złości,
nieadekwatne do zaistniałej sytuacji, problemy ze snem, wszelakiej maści
problemy z oddechem – duszności, bezdechy, zaburzenia odżywiania, obniżony
nastrój, kołatania serca i kłucie w klatce piersiowej, zawroty głowy i częste
uczucie niemocy, uczucie wewnętrznego lęku bez konkretnego bodźca z zewnątrz...
Gama objawów jest naprawdę spektakularna. Czasem ciało daje sygnał, który kojarzymy
na przykład z niestrawnością. Możemy raz go zignorować, drugi raz – zdarza się,
ale przy trzecim i kolejnym problem żołądkowy może okazać się objawem nerwicy. Jeśli
zatem przeciętny człowiek zauważy, że coś jest nie tak i zacznie działać na
rzecz zwalczenia tego, może się uchronić przed dalszymi konsekwencjami.
Natomiast ignorując objaw – poniekąd zaprasza zaburzenia lękowe do swojego
życia z otwartymi ramionami. Mówi się także, że nerwica lękowa, jak i cała gama
innych zaburzeń psychicznych, najczęściej ma swoje źródło w dzieciństwie. Moim
zdaniem, nie jest to regułą. Zaburzenia mogą rozwinąć się wskutek przebytej
traumy, a takowa może nam się przytrafić w każdym wieku. Mówiąc o mojej nerwicy
lękowej, automatycznie pada pytanie: ale czego ty się boisz? Śmieszne – parskam
cicho pod nosem. Boję? Ależ ja się niczego nie boję! Ja tylko odczuwam
permanentny lęk. A to już zupełnie inna sprawa.
Jak to się
zaczęło? Jak było na początku, kiedy nie wiedziałam jeszcze, że mam nerwicę, aż
do momentu diagnozy? Nie jestem w stanie dokładnie określić chwili, w której
pojawiły się u mnie objawy nerwicowe. Im dłużej i intensywniej nad tym myślę,
tym głębiej zanurzam się w czasie i cofam do odległej przeszłości, do lat,
kiedy byłam małym dzieckiem. Mogę stwierdzić, że w sumie byłam umiarkowanie
znerwicowaną kilkulatką. Zawsze objawy były bardzo delikatne i epizodyczne, nie
sugerowały żadnych głębszych problemów, więc nie mogę nazwać ich „początkiem”. Prawdziwy
początek to pierwszy książkowy napad lęku, którego doświadczyłam. Przytrafił mi
się w listopadzie 2016, w środę rano, jadąc na uczelnię na wykład z Filozofii. Zupełnie
nagle zrobiło mi się bardzo niedobrze i słabo, poczułam ukłucie w klatce
piersiowej i dziwny ucisk serca, automatycznie zaczęło brakować mi powietrza do
oddychania. W głowie rozpoczęła się gonitwa myśli: co się dzieje? Co mi jest?
Zaraz zemdleję, zwymiotuję. Albo dostanę zawału. Umrę! Tak naprawdę nie
umierałam, nie miałam zawału, nie zwymiotowałam. Nie było mi N-I-C. Z wykładu
trafiłam do ośrodka zdrowia, gdzie, jak ręką odjął, w magiczny sposób wszystko
wróciło do normy. Młoda lekarka zbadała mnie, przejrzała wynik EKG i
stwierdziła, że wszystko jest w porządku. Byłam zdezorientowana. Przed chwilą
prawie umarłam, a ona mówi, że jestem zupełnie zdrowa?! Wtedy nie wiedziałam
jeszcze, że istnieje coś takiego jak nerwica lękowa, a już tym bardziej nie
podejrzewałam jej u siebie. Ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że złe
samopoczucie fizyczne może być powiązane z przeżyciami emocjonalnymi,
psychicznymi. Bałam się. Napady lęku pojawiały się cyklicznie. Zazwyczaj rano,
kiedy miałam jechać na uczelnię, czułam się bardzo źle. Było mi niedobrze,
słabo, miałam duszności i bóle brzucha. Zdarzało się, że wsiadałam do autobusu
i na kolejnym przystanku wysiadałam. Nie byłam w stanie jechać dalej. Nocami
budziłam się, połykając wręcz powietrze, bo miałam wrażenie, że właśnie
przestałam oddychać. Wybudzało mnie kołatanie serca, nie potrafiłam zasnąć.
Zaczęłam unikać wyjazdów, nawet tych kilkukilometrowych. Później napady lęku pojawiały się już bez względu na obecność czy nieobecność drugiej osoby. Tak prawdę mówiąc - miewałam je praktycznie kilka razy dziennie. Często bez konkretnej przyczyny. Naprawdę się bałam, że
choruję na coś poważnego. Lekarka wysyłała mnie na różne badania, ale ich
wyniki wychodziły w porządku. Czułam się kompletnie bezsilna, nie wiedziałam,
jak sobie pomóc, bo nie wiedziałam, gdzie jest sedno tego, co mnie dotyka, jak
to w ogóle nazwać. Myślałam w najczarniejszych kategoriach. W końcu trafiłam na
szpitalny SOR. Po komplecie badań i kilku godzinach siedzenia w poczekalni,
okazało się, że wyniki są dobre i ogólnie nic mi nie dolega. To bardzo mnie
załamało. Zazwyczaj sceptycznie nastawiona do „wujka Google”, zaczęłam
wstukiwać objawy w wyszukiwarkę i na własną rękę szukać diagnozy. Wtedy
natknęłam się na termin „nerwica lękowa” pierwszy raz. Objawy i mechanizmy
idealnie pasowały do tego, z czym się zmagałam. Lekarka uparcie szukała dalej w
aspekcie fizycznym, a moja psychika zapadała się coraz bardziej. Doszło do
tego, że w ogóle nie wychodziłam z domu. Nawet do sklepu po drugiej stronie
ulicy. Już wcześniej, po wystąpieniu pierwszych napadów lęku, miałam ogromny problem
z poruszaniem się po świecie w pojedynkę. Zawsze potrzebowałam kogoś u boku.
Kogoś, kto mi pomoże, kto będzie przy mnie. Unikałam odbierania telefonu, nie
otwierałam drzwi, kiedy ktoś pukał. Mogłam siedzieć pół dnia bez jedzenia,
czując głód, nie mogąc przełamać lęku przed wyjściem samej z domu.
Zrezygnowałam z uczelni, bo nie byłam w stanie pojechać sama na egzamin. W
ogóle w tym czasie nie potrafiłam się na niczym skupić, skoncentrować. W końcu
postanowiłam przerwać ten letarg i zmienić lekarza. Nowy pan doktor od razu
zasugerował, że może moje problemy mają podłoże psychologiczne, skoro wyniki
badań fizycznych są OK. Dostałam skierowanie do poradni specjalistycznej. Tam,
na pierwszej wizycie u psychiatry, padła diagnoza. Jak widnieje w kartotece: zaburzenie
lękowe z napadami lęku (lęk paniczny).
Co skłoniło mnie
do pójścia do specjalisty? Początkowo się tego obawiałam. Jak to do
psychiatry? Czy jestem świrem? Uśmiecham się na wspomnienie tego dylematu. Z
perspektywy czasu wiem już, że poszłam do specjalisty, bo potrzebowałam pomocy.
Bo wiedziałam, że sama nie dam sobie z tym rady, nieważne jak silna psychicznie
bym nie była, to, na dany moment, było silniejsze ode mnie. Zawładnęło moim
życiem i kompletnie je sparaliżowało. Zmieniło mnie z osoby wesołej,
towarzyskiej, pełnej marzeń i planów, w zardzewiały, opustoszały, nikomu
niepotrzebny wrak. A ja chciałam żyć normalnie.
Móc pojechać nad morze, pójść do kina czy galerii handlowej, wybrać się do
restauracji i nie czuć wewnątrz lęku, że coś będzie nie tak, że znowu nastąpi atak paniki, że będę się źle czuła i nie dam rady. Obecnie nie potrafię zrozumieć tego, że żyjąc w świecie
nowoczesnych technologii informacyjnych i niejako społeczeństwa on-line, ludzie
nie krępują się wrzucać swoich nagich zdjęć, które obnażają ich w całości, do internetu, ale
krępują się pójścia do psychiatry, psychologa, wiedząc, że dzieje się z nimi coś nie tak. Ludzie, nie jesteśmy cyborgami.
Każdego z nas coś może zranić, załamać, sponiewierać. Musimy mieć w sobie tyle
świadomości i siły, by potrafić wyciągnąć rękę po pomoc. Bez irracjonalnego
wstydu czy skrępowania.
Po pierwszej wizycie u
psychiatry, zostałam skierowana do psychoterapeuty. Odbyłam u niego dwie sesje.
Na trzeciej opowiedział mi o formach terapii i poinformował o wolnym miejscu w
grupie dwunastotygodniowej na oddziale dziennym. Stwierdziłam, że to idealne
dla mnie. Zapisałam się i niecierpliwie czekałam na mój start. Był kwiecień
2018 roku. Weszłam do grupy z jeszcze jedną dziewczyną, która zaczynała.
Wyobrażenie zderzyło się z rzeczywistością. Żadna z osób w grupie nie przyszła
do niej z nerwicą lękową. Czułam się bardzo nieswojo i nie potrafiłam przekonać
się do grupy. Po sesjach czułam się wykończona psychicznie i nie widziałam
żadnego celu w moim byciu tam. Po pierwszym dniu wróciłam do domu i resztę
popołudnia przespałam. Czułam się tak, jakby problemy tych obcych ludzi gryzły
mnie od środka. Po dwóch dniach zrezygnowałam. Poczułam nagłą poprawę.
Zupełnie, jakby nerwica ulotniła się i zniknęła na dobre. Jeździłam autobusami,
chodziłam do muzeów, na zakupy. Czułam się świetnie! To była jedna ze zmyłek
nerwicy. Wcale nie odeszła, odsunęła się jedynie, by po kilkunastu dniach
uderzyć z potrójną wręcz siłą. Wróciłam do terapeuty. Zdecydowaliśmy o
zapisaniu mnie na listę do grupy, w której uczy się pracować z lękiem. Była
wiosna, a grupa startować miała z początkiem jesieni. Byłam 27. na liście osób
chętnych do terapii. Miejsc było 15. Myślałam, że się nie uda, ale się udało.
Terapia trwała sześć tygodni. Spotykaliśmy się w poniedziałki i czwartki. Grupa
była wspaniała. Rozumieliśmy się bez słów, mimo różnicy wieku, bo wszyscy
doświadczaliśmy tego samego. Niestety, nie czułam zbytnio poprawy po tej
terapii. Wręcz przeciwnie, przygnębiła mnie tylko, bo nie przyniosła
wyczekiwanych przeze mnie spektakularnych wyników. Trafiłam do psychiatry. Po
kilku wizytach u pani doktor i psychoterapeuty, zdecydowałam, że jestem gotowa
spróbować jeszcze raz, dać sobie szansę. Jak się czułam? Objawy somatyczne nieco się wycofały, robiąc miejsce objawom myślowym. To od nich zaczynało się błędne koło lęku. Myśli generowały objawy somatyczne i napad lęku. Aktualnie bardzo gnębią mnie natrętne myśli o braku kontroli nad sobą. Wizje robienia czegoś bez własnej zgody, bez własnej mocy nad tym, bez przyzwolenia. Do tego nieustannie derealizacja i depersonalizacja. Obniżenie nastroju i samooceny. Ogromna niemoc, niechęć i ogólne czarnowidztwo.
17.12.2018 weszłam do grupy dwunastotygodniowej. Poczułam dobrą więź z jej członkami i staram się myśleć pozytywnie. Że wytrwam, że dam radę, że uda mi się otworzyć i czerpać z terapii.
17.12.2018 weszłam do grupy dwunastotygodniowej. Poczułam dobrą więź z jej członkami i staram się myśleć pozytywnie. Że wytrwam, że dam radę, że uda mi się otworzyć i czerpać z terapii.
Czy leczenie
spowodowało zatrzymanie objawów czy tylko ich złagodzenie? Na dany moment,
moje objawy ciągle są. Obecnie odczuwam je troszkę mniej, bo jestem w terapii.
Na pewno duży wpływ na wyciszenie i zamaskowanie symptomów zaburzenia mają
leki. To ich zadanie. Ale żadna tabletka nie jest w stanie działać wiecznie. Po
pewnym czasie trzeba zwiększać dawkę leku, albo lek zamieniać na inny. Nie
można też robić tego w nieskończoność. Dlatego głównym ‘lekiem’ jest
psychoterapia. Bez niej nie ma szans na poprawę. Zaznaczam, że to moje
subiektywne zdanie, ale wielu lekarzy i specjalistów zgodnie powtarza, że
terapia jest najważniejsza w procesie leczenia pacjenta z zaburzeniami. Pozwala
ona przeanalizować swoje problemy, dojść do ich sedna, przeżyć je i postarać
się zrozumieć. Żaden lek nie jest w stanie zapewnić tego osobie zaburzonej. W
tym miejscu apeluję do każdego, kto obecnie waha się nad słusznością terapii –
idź. Daj sobie realnie pomóc. Nie chowaj się za lekami.
Jak sobie radzić,
gdy dopadnie atak paniki? Ja staram się w takich momentach skupić na
oddechu. Robię głęboki wdech i powolny wydech. Kilka płytszych, standardowych
oddechów i ponownie głęboki wdech. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo jest to
pomocne w ostudzeniu budzącej się paniki. Należy zadbać jednak o to, by nie
doszło do hiperwentylacji organizmu – ma to miejsce wtedy, kiedy robimy serię głębokich
wdechów i wydechów w ciągłości. Możemy tylko pogorszyć swoje samopoczucie takim
zabiegiem. Na grupie do pracy z lękiem poznałam kilka skutecznych taktyk na
radzenie sobie z atakiem paniki. Jedne wymagają dłuższego czasu i determinacji
w stosowaniu, bo nie przynoszą rezultatów natychmiast. Są to różnego rodzaju
treningi relaksacji, które powinno się wykonywać codziennie. Ich efekty
dostrzec można po około ośmiu tygodniach sumiennego praktykowania. Inne mogą
przynieść pomoc już w chwili ich wykorzystania. Może to być literowanie
przeróżnych słów wspak, odliczanie co x cyfr od danej liczby do 0. Pomaga to
odwrócić uwagę od objawów i skupić ją na czymś innym. Na pewno można pomóc
sobie oddzieleniem się od tłumu, jeśli w nim jesteśmy, zaczerpnięciem świeżego
powietrza, łykiem wody. Zawsze skupiam się też na monologu wewnętrznym. Powtarzam
sobie, że jest to tylko objaw, który potrafię pokonać. Jest on chwilowy i zaraz
minie. Mówię sobie, że nic się nie dzieje i nie mam się czego bać. Bywają takie
ataki paniki, kiedy nic nie skutkuje i pomóc mogę sobie jedynie doraźnie Afobamem.
Zaznaczam, że to lek silnie uzależniający i nigdy nie wolno go nadużywać.
Czy nerwica może
przeobrazić się w depresję? Moim zdaniem – może. Jestem tego chodzącym
przykładem. Po dwóch latach życia z nerwicą lękową, nabawiłam się myśli
depresyjnych. Ileż można? Bać się wyjścia samemu do sklepu, nie jeździć samemu
autobusami, bać się zostać na noc samemu w domu… To potrafi bardzo zachwiać
wiarę w samego siebie i bardzo zezłościć. Objawy nerwicy i depresji bywają przecież
pokrewne. Obniżony nastrój może skutkować permanentnym smutkiem. Poczucie
beznadziei może przerodzić się w odgrodzenie od społeczeństwa. Marazm, niska
samoocena, frustracja… Wymieniać można naprawdę długo.
Każde zaburzenie
psychiczne może prowadzić do fatalnych skutków, jeśli jest ono traktowane po
macoszemu. Wczesne zaobserwowanie u siebie lub osoby bliskiej symptomów
lękowych czy depresyjnych, wizyta u lekarza specjalisty, może skutecznie zablokować
rozwój objawów i postępowanie choroby. We współczesnych nam czasach coraz
więcej osób zmaga się z problemami natury psychologicznej. Konsumpcjonizm,
postępująca globalizacja, pęd za dobrami materialnymi, płytkość relacji
międzyludzkich. Wszystko to ma znaczący wpływ na postrzeganie siebie w
społeczeństwie i nadmierne porównywanie się do innych. Pamiętajmy, że nasza
psychika, umysł, emocje, potrzebują takiego samego leczenia i opieki jak złamana
noga, skręcony nadgarstek czy grypa. Dbajmy o siebie i dawajmy sobie szanse –
tyle, ile tylko będziemy ich potrzebowali.
tekst: Danuta Pałęga
Świetny tekst. Pomijam już, że bardzo dobrze napisany stylistycznie, składniowo, to jego treść na prawdę daje do myślenia. Co więcej, teraz sama zaczęłam się zastanawiać, czy może moje pewne problemy zdrowotne (wg lekarzy wyniki są dobre) nie są może spowodowane jakimiś lękami/nerwicami.
OdpowiedzUsuńDzięki za ten test. Pokazał mi właśnie jak bardzo się myliłam i źle postrzegałam osobę chora. Nie mogłam zrozumieć jak ta choroba działa, wydawało mi się ze znika skoro są lepsze dni...teraz już wiem.
OdpowiedzUsuńNie każdy potrafi tak mówić i tym co czuje i myśli jak Ty ale dzięki Tobie wiem już że nerwica to nie jakaś tam choroba, tylko coś co ma wplyw na każdy aspekt życia chorego.
Trzeba bardzo zwracać uwagę na szczegóły... nawet te niewidoczne gołym okiem, jak to mówił Freud. To czego się nie dotknie i nie zobaczy, łatwo zlekcewazyć, a przecież może naprawdę uprzykrzyć życie :(
OdpowiedzUsuńhttp://karina.stankowicz.pl
Często ludzie podczas podjęcia decyzji o wybraniu się do psychologa, psychiatry, mają podobne odczucia, że "jak to, jestem wariatem?!". Bardzo interesuje mnie psychika ludzka i tak naprawdę, wydaje mi się, że każdy człowiek na ziemi powinien chociaż raz wziąć udział w psychoterapii, bo w każdym z nas coś "siedzi", tylko niektórym nie przeszkadza to w codziennym funkcjonowaniu, a innym zaczyna. Psycholog i psychiatra to dla mnie ktoś taki sam jak internista, stomatolog, neurolog, ortopeda. No po prostu czujemy się źle w jakiejś dziedzinie, to idziemy do specjalisty, który nas leczy i naprowadza na lepsze zdrowie. Ale swoją drogą bardzo Cię podziwiam, mało kto potrafi tak opowiadać o swoim problemie, ludzie się wstydzą, a nie powinni! Dużo siły i zdrówka, no i już na nowy rok - Szczęśliwego Nowego Roku i spełnienia marzeń! :)
OdpowiedzUsuńKażdy z nas ma problemy i nie zawsze nasza choroba musi być spowodowana chorobą fizyczną nasze zdenerowawania i lęki odbiją na nasze zdrowie. Czasem warto porozmawiać z specjalistą. Życzę szczęśliwego nowego roku 🎉
OdpowiedzUsuńSkąd Ja to znam. Na szczęście da się z tego wyjść.
OdpowiedzUsuńRewelacyjny tekst, podoba mi się twój styl pisania + naprawdę bardzo ładne zdjęcie! Znam jedną osobę, która choruje na nerwicę lękową, a więc teraz mogłem poznać ten temat bardziej.
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, a warto poruszać takie tematy!
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst. Niewiele osób mówi o takich sprawach głośno. A trzeba! Szczęśliwego nowego roku i dużo zdrowia :)
OdpowiedzUsuńMoja przyjaciółka tez ma nerwice, tylko ze ja nadal za bardzo nie wiem o co chodzi... Kiedy przeczytałem ze nerwica moze przerodzic sie w deoresje je to sie przestraszylem... Ja boje sie tych rzeczy co są wypisane.. Eh mam nadzieje ze nic mi nie jest a tobis zycze zdrowka!
OdpowiedzUsuńStraszne objawy, nie życzę nikomu takiej choroby!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się,
pozdrawiam,
Malwa
Dokładnie wiem o czym mówisz, sama mam nerwice, nie lękową lecz standardową. Nieleczona doprowadza do depresji ale tez gorszych zaburzeń, dlatego korzystanie z terapii jest nie zbędne. Powodzenia w walce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
www.just-do-one-step.pl
Świetnie napisany post. Stereotypowe myślenie na temat chodzenia na psychiatry czy psychoterapeuty wielu ludziom przeszkadza w przyznaniu się do tego, że potrzebują pomocy. Dobrze widzieć, że nie jesteś jedną z nich, a w dodatku propagujesz odpowiednie myślenie na ten temat. Powodzenia w dalszym leczeniu!
OdpowiedzUsuńBardzo dobry i obszerny materiał. Świetnie napisane. Bardzo ciekawe spostrzeżenia i wnioski. Link do posta wysyłam do koleżanek bo warto go przeczytać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTwój wpis daje mi do myślenia, wiele opisanych rzeczy mnie dotyczy i jestem skłonna myśleć że nerwica lękowa dotyczy także mnie.
OdpowiedzUsuńWłasnie takich postów na bloggerze teraz brakuje, rewelacyjnie napisane!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Weronika S.
pasjeweroniki.blogspot.com
Wiem co to nerwica lękowa. Sama ją mam ale nie w takim zaawansowanym stopniu. Zaczęło się od bólów żołądka, teraz mam tam strasznych nieprzyjaciół z którymi walczę. Wraz z lekami poprawia się mój stan psychiczny i mam nadzieję, że nie będę się już aż tak wszystkim stresować. Bardzo na to liczę.
OdpowiedzUsuńPowodzenia kochana,
frydrychm.blogspot.com
Napady lęku towarzyszyły mi od lat. Utrudniały codzienne funkcjonowanie. Niestety były powiązane z depresją. W moim przypadku to kardiolog skierował mnie do psychiatry. Dobrze, że lekarza nie unikają tematu chorób psychicznych. Nie powinno się traktować je jako tabu
OdpowiedzUsuńWszystko, co opisałaś było mi obce do tej pory, nigdy czegoś takiego nie odczuwałam, mnie to nie dotyczy, ale bardzo pomógł mi ten wpis zrozumieć parę osób z mojego otoczenia. Teraz wiem jak to jest i w sumie dobrze, że o tym piszesz, bo myślę, że o takich sprawach i ogólnie o emocjach oraz o ich wpływie na stan fizyczny powinno się pisać częściej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, życzę wszystkiego co najlepsze :).
Nasze życie jest tak nerwowe , skomplikowanie ( oczywiście dla tych co sie przejmują) .Codzienne obowiązki , napiecie stres itd itd .
OdpowiedzUsuńSerdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przstła Krysia.
zapraszam do
http://krystynaczarnecka.pl/
Tekst świetnie napisany ;)
OdpowiedzUsuń