Przejdź do głównej zawartości

Terapia? Na co ci to!?


   Z danych statystycznych na rok 2017, Polska liczyła 37,97 miliona mieszkańców. Według najnowszych analiz ekspertów do spraw psychiki ludzkiej, w 2018 roku z wszelkiego rodzaju zaburzeniami psychicznymi borykało się aż 8 milionów dorosłych i około 4 miliony małoletnich Polaków. Te liczby robią paraliżujące wręcz wrażenie. Ale czy aby na pewno dociera do nas powaga tego stanu rzeczy? W ciągu życia 9,5 miliona Polaków ma co najmniej jedno zaburzenie psychiczne. To nie wyrok, a pomocna diagnoza. Zaburzenie, zupełnie jak anginę ropną czy ospę wietrzną, należy leczyć. Samo nie minie, może jedynie zmieniać postać i przybierać różne formy. Może dawać o sobie znać poprzez przeróżne symptomy cielesne i emocjonalne. Może zmieniać natężenie i intensywność objawów. Opcji jest wiele. Jak więc stwierdzić, że problem dotyczy właśnie ciebie? Przede wszystkim - słuchaj i obserwuj siebie. Rozważ, czy w ostatnim czasie zauważyłeś, że nie radzisz sobie ze stresem, nawet tym najmniejszym w postaci wizyty w szkole dziecka czy wizyty u dentysty; izolujesz się od świata zewnętrznego - czujesz się odrzucony przez bliskich i przyjaciół, przestajesz się z nimi komunikować; miewasz ostre wahania nastroju w ciągu tego samego dnia - raz śmiejesz się radośnie, a raz zanosisz płaczem; rzeczywistość wydaje ci się zniekształcona - zapominasz poszczególnych dat czy faktów, rzeczy, które robiłeś rano lub kilka dni wcześniej; zapominasz o ważnych i mniej ważnych sprawach; nie odnajdujesz się w codziennych obowiązkach i każdy z nich traktujesz jako czasochłonne i wyczerpujące wyzwanie - nawet te zupełnie prozaiczne: sprzątanie, gotowanie, wyjście do sklepu. Co zrobić, kiedy zdajesz już sobie sprawę, że potrzebujesz pomocy? Zgłoś się do lekarza, zapisz się do psychologa, pójdź na terapię. Daj sobie pomóc. 
  
  
   "Czubek" 

    Nie wiem, dlaczego wciąż funkcjonuje w polskim społeczeństwie ten dziwny stereotyp osoby, korzystającej z pomocy specjalistów psychologów czy lekarzy psychiatrów, jako tej ubezwłasnowolnionej, wręcz zakutej w kaftan bezpieczeństwa, bo może zrobić komuś lub sobie krzywdę, z napisem ''czubek'' na czole. Osobiście nigdy nie wstydziłam się faktu, że jestem pacjentką poradni specjalistycznej i uczęszczam na terapię. Uważam wręcz, że terapia to jedyna forma leku, który skutkuje realnymi korzyściami dla samopoczucia pacjenta zaburzonego. Kilka dni temu napisała do mnie prywatnie dziewczyna, znalazła kontakt w sieci i zaczęła bombardować mnie wiadomościami odnośnie jej samopoczucia i stanu psychicznego. Jako osoba chętna do pomocy, postanowiłam odpowiedzieć na jej wołanie. Zapytałam, czy konsultowała się z lekarzem. Dziewczyna twierdzi, że spędziła kilka tygodni w szpitalu, gdzie wnikliwie ją badano i nie znaleziono żadnych odchyleń od normy. Wiedziona tym śladem zapytałam, czy konsultowała się zatem z lekarzem psychiatrą lub psychologiem. Ponoć była na jednej wizycie i dostała tylko receptę na leki, żadnej innej formy pomocy jej nie proponowano. Stwierdziła też, że leków nie bierze, bo nie chce faszerować się chemią i od niej uzależniać. Poniekąd ją rozumiem, sama bardzo się broniłam przed przepisywaniem i przyjmowaniem lekarstw ''na głowę''. Kolejnym pytaniem z mojej strony było pytanie o terapię, czy jakąś odbyła albo na jakąś uczęszcza. Odpowiedź dosłownie zwaliła mnie z nóg: "będę się leczyć jak jakaś wariatka!". Przez moment poczułam się mocno dotknięta. No dobrze, może kilkanaście lat temu, kiedy nie było jeszcze w ludziach tak dużej świadomości medycznej, to mogło uchodzić za jakąś ujmę... Ale dziś? W czasach nowoczesnych technologii, wszechobecnego internetu, pędu za pieniądzem i zatrważającego przechwalstwa. Mamy prawo być zagubieni i zaburzeni. Mamy prawo do załamania. Mamy prawo być słabi. 
  
  
   Terapia? 

    To naturalna kolej rzeczy: wizyta u psychiatry, który kieruje do psychologa. U psychologa kilka sesji indywidualnych i skierowanie do terapii grupowej. Do grupy dołącza się w określonym przez lekarza i psychologa terminie. Formy terapii są różne. Można odbywać ją indywidualnie, choć trzeba sporo czasu poświęcić na oczekiwanie na swój termin. To jednak najbardziej komfortowa opcja. W gabinecie jest się sam na sam z terapeutą i sesja poświęcona jest wtedy tylko jednemu pacjentowi. Zdecydowanie łatwiej jest dostać się na terapię grupową. Termin oczekiwania to kilka dni do kilku tygodni. Grupy mogą być krótkoterminowe lub długoterminowe. Krótkie trwają 6 tygodni, a spotkania odbywają się raz lub dwa razy w tygodniu. Długie to takie, które trwają 12 tygodni. Są bardzo intensywne i wymagają od pacjenta determinacji. Spotkania odbywają się codziennie, od poniedziałku do piątku. Wszystkie odbywają się pod opieką terapeutów. Zazwyczaj dwóch lub trzech. Obecnie mam za sobą terapię krótką - grupę do pracy z lękiem. Jak już nadmieniłam, spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu, w poniedziałki i czwartki, od 14:15 do 16:15. Grupa poświęcona była formom walki (tudzież pracy) z lękiem. Liczyła 12 osób i była grupą stałą - nikt nie odszedł i nikt nie doszedł w czasie jej trwania. Początkowe spotkania miały nam uświadomić i określić czym jest lęk i skąd się bierze. Dowiedzieliśmy się dlaczego ciało reaguje w określony sposób na lęk i panikę. Dużo też ćwiczyliśmy - oddech, wizualizację, treningi relaksacyjne, metodę odwracania uwagi. 
   Obecnie uczęszczam na terapię długą. Jak to wygląda? Spotykamy się codziennie, od poniedziałku do piątku, w godzinach 9:30 - 13:30. Grupa nie jest stała - niektórzy odchodzą, kończąc swoją terapię, inni zaczynają i dopiero dołączają do grupy. Terapia każdej z osób trwa 12 tygodni, liczonych od momentu przystąpienia do grupy terapeutycznej. Każdy dzień podzielony jest na sesje uczestników (wyznaczonych na dany dzień tygodnia) i przerwy: 3 godzinne sesje i 2 półgodzinne przerwy. Sesje z kolei dzielą się na: życiorysowe, po życiorysowe, połówkowe i zwykłe. Życiorysowa to pierwsza sesja nowego pacjenta. Odbywa się na wysokości 3-4 tygodnia terapii i trwa pełną godzinę. Pacjent czyta wtedy uczestnikom grupy swój życiorys, który zawierać ma wszystkie elementy życia i wszystkie emocje z tych chwil, momentów. Następnego dnia odbywa się jego sesja po życiorysowa. Wtedy pacjent może opowiedzieć o swoich przemyśleniach i uczuciach, a także usłyszeć głosy innych. Mówi się, że to sesje przełomowe. Pozwalają się otworzyć, wszystko z siebie wysypać i nieco oczyścić. Mocno zaciskają też więzy z grupą. 
Sesje połówkowe to takie, które odbywają się na wysokości 6 tygodnia terapii, w jej połowie. Pacjent odpowiada wtedy na krótką listę pytań, która jest stała i niezmienna. Dotyczy jego przeżywania terapii. Wtedy też dwie osoby z grupy dokonują charakterystyki danego pacjenta. W charakterystyce opisuje się swoje wnioski na temat sytuacji określonej osoby, można też zawrzeć w niej rady czy słowa otuchy. 
Sesje zwykłe to sesje godzinne, kiedy pacjent może poruszyć tematy, które go gryzą, nurtują, dotykają. Ma wtedy przestrzeń do wypowiedzi i okazję do wymiany poglądów z innymi, także terapeutami. 
   Jak terapia wygląda technicznie? W sali krzesła ustawione są w okrąg. Wewnątrz, na podłodze, ustawiane są pudełka z chusteczkami, razie gdyby ktoś potrzebował. Każda osoba ma swoje miejsce, które zajmuje od początku do końca trwania terapii. Podczas sesji nie pijemy, nie jemy i nie używamy telefonów. 
  
  
   Zasady  

    Dołączając do grupy terapeutycznej, wyraża się zgodę na przestrzeganie i akceptację regulaminu. Podczas terapii nie wolno nikogo obrażać i oceniać. Możesz wyrazić swoje zdanie, ale zastanów się w jakie słowa je ubrać. Nie jesteś tam, by kogokolwiek krzywdzić. Nie powinno się, a wręcz jest to zakazane, utrzymywać kontaktów z innymi członkami grupy poza salą terapeutyczną. Może to powodować prywatne rozmowy o frustrujących problemach i topienie się w nich wzajemnie. Zakazanym jest też obcowanie płciowe między pacjentami. Na sesjach i poza terapią powinno się być trzeźwym - nie wolno stosować żadnych używek. Alkohol, narkotyki, dopalacze są zatem zabronione. Kolejnym ważnym elementem terapii jest obecność. Na początek dostaje się 10 punktów. Spóźnienia i nieobecności je odbierają, a kiedy pula wyniesie 0 punktów, grupa i terapeuci decydują o daniu szansy pacjentowi na kontynuację terapii. Zawsze trzeba wcześniej poinformować o nieobecności. Można zadzwonić, wysłać SMS-a, czasem nawet e-maila. Grupa i terapeuci chcą wiedzieć, że w danym dniu kogoś nie będzie. Jeśli się to ignoruje i bez żadnej informacji nie przychodzi na sesje, można zostać natychmiastowo skreślonym z listy uczestników grupy. Bardzo istotne jest także nieujawnianie szczegółów terapii i danych osobowych nikomu trzeciemu. Wszystko, co dzieje się podczas sesji, powinno zostać w kręgu. 
  
 
    Czy terapia mnie wyleczy? 

    Żadna terapia nie gwarantuje pomocy, jeśli pacjent nie otworzy się i sam nie będzie pracował. Ile z siebie dasz, tyle weźmiesz. Jeśli już decydujesz się na rozpoczęcie terapii, musisz być gotowy na ciężką i naprawdę wymagającą pracę. Dotykać będziesz obszarów emocji, które mogą przynieść wiele bólu, złości, smutku. Terapia da ci czas, by je przeżyć, przepracować. Musisz być szczery wobec siebie i nie zatajać celowo faktów z życia, które wpłynęły na twój obecny stan. Nie każdy jest na to gotów i nie każdy potrafi to faktycznie zrobić. Ciężko jest zmierzyć się z traumą. Terapia może w tym pomóc, ale nie jest złotym środkiem, który w cudowny sposób zbalansuje zaburzenie i odburzenie. Nie stanie się cud i nie wyzdrowiejesz z dnia na dzień. Choć mechanizmy zaburzeń psychicznych są zwodnicze. Bywa tak, że w którymś momencie terapii objawy, jak ręką odjął, ustępują i myślisz sobie: "na co mnie to? Strata czasu!". Uwaga, to automat. Zrezygnujesz i zaraz dostaniesz podwójnie silny cios. Bywa też tak, że objawy bardzo, bardzo dokuczają pacjentowi. Występują z większą siłą i częstotliwością. Wtedy też nie wolno odpuścić. Nie rezygnować. Nie dać się. Kiedy przepracujesz swój ból, stratę, smutek, żałobę, frustrację, gniew, samotność - wtedy przyjdzie nagroda. Aktualnie sama w to nie wierzę, bo bardzo źle przechodzę początkowe tygodnie terapii, ale widok osób, które niedługo z grupy odejdą, daje mi nadzieję. Ich łagodne twarze, uśmiech na ustach, opanowanie i spokój... Przecież tego chcę. Wiem. Nie mogę się poddać. 
  
  
   Dla wielu jest to temat tabu. Świat przecież wymaga od nas bycia silnym i walecznym. Bo jeśli nie zawalczysz o swoje, zginiesz. Zdepcze cię tłum. Nie ma tu miejsca na słabość. Nie ma czasu na relacje międzyludzkie, rozmowę, spokojne przeżycie czegoś, co nie do końca było dla nas OK - rozwód, śmierć bliskiej osoby, wypadek, utrata ciąży, traumy z dzieciństwa, problemy rodzinne, finansowe. Nie ma czasu, by o siebie zadbać, by się o siebie naprawdę zatroszczyć. Nie ma czasu na spokojny sen, odprężenie przy filiżance kawy, spacer po lesie z rodziną. Masz biec, masz gnać, na złamanie karku. Bo rachunki, bo sąsiad ma nowy samochód, bo prywatne lekcje baletu dla dziecka, którymi można pochwalić się później na fejsbukowej ściance. Ciągły stres, nerwy, frustracja, nadodpowiedzialność. 3,8 miliona Polaków cierpi na depresję, 2,5 miliona - na bezsenność, 1,5 miliona jest uzależniona od co najmniej jednej używki. 1,5 miliona Polaków rocznie trafia do szpitala psychiatrycznego. Dokąd zmierza nasza cywilizacja? Dokąd tak pędzi ten nasz świat? 


tekst: Danuta Pałęga
źródło statystyk: all-med.pl

Komentarze

  1. Byłam na psychoterapii RAZ. Bardziej z ciekawości niż z potrzeby, choć nie ukrywam, że potrzebowałam rozmowy z kimś obiektywnym. Była to sesja indywidualna. Rozczarowałam się - wybrałam jedną z najbardziej polecanych psychoterapeutek w moim mieście, cena również świadczyła o prestiżu i wysokiej jakości usługi. Niestety, godzinna rozmowa niczego nie wniosła do mojego życia, przez większość czasu to ja mówiłam, niczego się nie dowiedziałam. Kiedy milczałam, oczekując na odpowiedź, pani również milczała xD Po 60 minutach wstała i wydrukowała rachunek. Równie dobrze mogłabym porozmawiać z lustrem albo obcą osobą w barze. Może są ludzie, którym terapia pomaga. Ja widocznie jej nie potrzebowałam, albo nie umiałam brać w niej udziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. Swojego czasu a może nawet i teraz mam pewnego rodzaju załamania gdzie nie daje sobie rady z daną sytuacja. Ale staram się póki co radzić samej, bądź z pomocą chłopaka, który jest moim ogromnym wsparciem i nie raz mi to pokazał ❤️ statystyki robią się straszne. Dużo z nas nie przyznaje się do tego no bo "co powiedzą inni" nie bójmy się pomocy od innych specjalistów! Po to są. Nie robimy tego dla kogoś a dla siebie. W końcu nasze dobro jak i naszej rodziny powinno być dla nas najważniejsze! A jak ktoś nie rozumie to widocznie nie dojrzał na tyle

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie wypowiadam się na ten temat bo nigdy nie miałam osobiście kontaktu z psychoterapeutą, ale! Dwie ogromnie bliskie mi osoby borykają się z tym problemem. Zwrócili się do specjalisty i radzą sobie coraz lepiej, jestem z nich dumna. Trzeba się leczyć nim nie jest za późno.
    Pozdrawiam kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na terapii nigdy nie byłam, ale miałam wizytę u psychologa bo sama tego chciałam - czułam, że potrzebuję porozmawiać z kimś kompetentnym... Super doświadczenie! Czułam się w pewnym sensie oczyszczona. Myślę, że kiedyś jeszcze się tam pojawię... :)Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasem mam ochote pójść na terapie na rozmowe z jakimś specjalista ale nie jest to łatwe zadanie. Ludzie źle postrzegaja osoby chodzące do psychologów lub psychiatrów

    OdpowiedzUsuń
  6. Też nie rozumiem tego "czubka" przypisywanego ludziom, którzy chodzą do psychologów itp. Ja nigdy nie byłam, ale szczerze mówiąc wybrałabym się kiedyś nawet od tak sobie, i co, już mnie wyzwą? Bez sensu. Oczywiście najważniejsze to nie przejmować się opiniami takich ludzi, ale swoją szkodę zrobią. Słowa zapadają w pamięć.
    Zasady koła terapeutycznego w sumie mnie nie dziwią.
    Życzę Ci powodzenia i ciepło, szczerze pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie uczęszczałam na terapię jednak czasem warto pójść do psychologa i porozmawiać z kimś kto pomoże nam zrozumieć nasze problemy. Niestety w kręgu moich znajomych są osoby, które potrzebują pomocy jednak się na to nie zgadzają ponieważ boją się, że będą nazywani czubkami czy osobami chorymi psychicznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja takiego kontaktu nie miałam i szczerze powiedziawszy nie chciałabym być. Ludzie różnie postrzegają takie osoby ale cóż nic się z tym nie zrobi. Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. To smutne, że w Polsce wciąż piętnuje się społecznie osoby korzystające z pomocy psychologów, seksuologów i psychiatrów. Powinno to być tak samo normalne jak chodzenie do dentysty, albo ginekologa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja od 3 lat choruje. To przez co czasami przechodzę to jest piekło. Jednak właśnie terapia mi bardzo pomaga. Pozdrawiam serdecznie ☺

    OdpowiedzUsuń
  11. Rewelacyjny wpis! Widać że sie na tym znasz. Nie miałam nigdy takiego problemu ale współczuje wszystkim, którzy sie z nim borykają.
    Pozdrawiam Eva

    OdpowiedzUsuń
  12. "Żadna terapia nie gwarantuje pomocy, jeśli pacjent nie otworzy się i sam nie będzie pracował". To prawda. Największą pracę wykonuje się samemu, a objawia się to przełamywaniem oporu w sobie, swoich myśli i działań. Ja odczuwałam zawsze opór przed terapiami, jakbym chciała udowodnić samej sobie, że WIEM! ŻE OD ZAWSZE MAM TĘ WIEDZĘ W SOBIE. Wiele rzeczy udało mi się uzdrowić w sobie. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Od kilku lat choruję. Nie jestem w stanie określić momentu, w którym wszystko się zaczęło. Od roku korzystam z pomocy leków i wciąż staram się przełamać, otworzyć i zapisać na terapię

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudownie, że opisujesz tak naprawdę jedne z najtrudniejszych decyzji w życiu. Nie każdy me trafi to do każdej osoby, pomoże w podjęciu decyzji. Naprawdę wielkie brawa dla Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  15. Poruszasz dosyć ciężkie tematy. Ale bardzo dobrze, że można dzięki Twoim postom pogłębić swoją wiedzę;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ciężki temat ale dobrze że ktoś porusza takie tematy .Dobrze napisane 😍

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeżeli to jest konieczne, warto odbyć terapię i nie patrzeć na opinię innych :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Dowiedziałam się czegoś nowego dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Aniele, wiem, że czuwasz nade mną. Tylko Twoje kochające serce podtrzymuje mnie przy życiu..."

Przez zakurzoną kotarę wkradł się do wnętrza nieśmiały promyk słońca. Pochylałam się właśnie nad popękaną, skórzaną walizką, w której właściciel sklepu z antykami ułożył niechciane przez nikogo książki.  Jedna była szczególna: przepasana na grzbiecie płótnem, z naklejonymi na okładce zasuszonymi, polnymi kwiatami... Wzięłam ją do rąk i zajrzałam do środka. Z czarno-białych fotografii uśmiechała się do mnie młoda dziewczyna z burzą hebanowych włosów na głowie. Na okładce widniał wykaligrafowany starannie podpis: Werner Lauer, 1941.  Nie mogłam zostawić jej w tej starej walizce! Choć wydawało mi się to irracjonalne, zapragnęłam odnaleźć Werner i zwrócić jej to, co przed laty tworzyła... WIOSNA 1941 Dostała go od Andreasa. Piękny album, na ich wspólne wspomnienia. Siedzieli na łące, pierwsze promienie wiosennego słońca przytulały ramiona, a wokół fruwały motyle. Opuszki jego palców wędrowały od jej łydki do uda. Nieco się wstydziła, ale ta bliskość była zbyt przyjemn

sto lat świetlnych samotności | Księżniczka i Księżyc

Hebanowa księżniczka na rumaku z grzywą utkaną konstelacją gwiazd zapłakała gorzko. Głuchą ciszę nieprzebytej galaktyki zmącił jej nagły szloch. Szukała już wszędzie, gdzie tylko było to możliwe - przemierzyła Drogę Mleczną i zajrzała do czarnej dziury. Nigdzie go nie było. Wokół tylko złowroga ciemność i przeszywający chłód.  - Kochany - zawołała zrozpaczona w otchłań. Odpowiedziała bezgłośna cisza. Księżniczka przymknęła powieki, gdy krople jej łez zamarzały na policzkach. Kosmyki włosów delikatnie zaszły szronem. Czas nadal stał w miejscu... *** Podniósł zmęczone powieki i rozejrzał się - ciemność powoli rozpraszał lekki srebrny blask, roztaczający się wokół niego. Jak daleko sięgał wzrokiem, ani śladu drugiego bytu. Przywołał we wspomnieniach jej hebanowe włosy, unoszące się z cichym szelestem wśród pustki kosmosu i rumaka, błyszczącego tysiącem gwiazd. Tak bardzo do nich tęsknił. - Kochana - szepnął z nadzieją, że jego głęboki głos wskaże jej drogę.  Przez chwilę wytężał wzrok, wi

Napisz, proszę, chociaż krótki list... Rzecz o papierowych listach w XXI wieku. #recenzja

W dobie świetnie rozwiniętej technologii komputerowej idea tradycyjnej korespondencji odeszła do lamusa. Przecież po co marnować czas na siedzenie nad kartką papieru i trudzić się w doborze słów, skoro można kilka razy stuknąć w klawiaturę komputera i wysłać, a adresat sekundę później odczyta naszą wiadomość, nawet będąc na drugim końcu świata? Po co to żmudne czekanie, aż list dotrze, aż ktoś zechce na niego odpowiedzieć? Zapominamy, że kiedyś tylko tak można było się ze sobą porozumieć, a pożółkłe listy od dziadka w wojsku nasza babcia do dziś trzyma w kąciku kredensu. I zawsze, kiedy do nich wraca, opuszkiem palca dyskretnie ociera ciepłą łzę z policzka... Współcześnie w naszych skrzynkach pocztowych znaleźć możemy jedynie koperty z rachunkami do zapłaty, tygodniowe promocyjne gazetki znanych hipermarketów, czy darmowe ulotki reklamowe. Michelle Mackintosh w swojej książce zachęca nas, by zerwać z tą rutyną, by do swojego dnia wrzucić trochę kolorowego konfetti uśmiechu i radoś